55 lat klubu Korab
Szlanta: - To chciałbym powiedzieć do ludzi młodych. Żeglarstwo z racji tego, że mamy do czynienia z żywiołami: wodą i powietrzem, wymaga podjęcia współpracy, o którą jak wiemy, w Polsce nigdy nie jest łatwo. Po drugie wymaga odpowiedzialności, aby inni, którzy także płyną na jachcie, również mieli poczucie bezpieczeństwa.
I wspomina od razu jeden z najbardziej niebezpiecznych momentów podczas rejsów: był przełom sierpnia i września 1982 r., dwumasztowym "Śmiałym" płynęli do Helsinek, a potem na Wyspy Alandzkie. I złapał ich sztorm.
- Patrzyłem na wiatromierz, który pokazywał koniec skali Beauforta. Dalej już nic nie było. Gdy leżałem wówczas pod pokładem na swojej koi, słyszałem ten łoskot, uderzenia fal, dzień i noc, dzień i noc, miałem jednak takie poczucie bezpieczeństwa. Mimo że warunki były naprawdę bardzo niebezpieczne, ufałem, że dwaj koledzy, którzy są na górze, na pokładzie, kierują jachtem i robią to z najwyższą odpowiedzialnością, tak samo jak ja będę to robił, kiedy pójdę na swoją czterogodzinną wachtę - relacjonuje Szlanta. - Między ludźmi powstaje wtedy taka wspólnota, która się opiera na tym, że możemy na siebie wzajemnie liczyć. To się przekłada również na życie na lądzie - dodaje.
Wszystkie komentarze