W drugiej połowie lat 80. wioska zaczęła niszczeć.
- Wtedy już mniej tam przebywałem, obok było boisko i tam spędzałem więcej czasu z kolegami ? mówi. ?- Ale bardzo żałuję, że wioska zniknęła, że do dziś nie została odbudowana. Inicjatywę jej odbudowy poprę całym sercem, choć moja córka jest już zdecydowanie za duża, żeby się tam bawić.
Małgorzata, która jako dziecko mieszkała przy ul. PCK, przypomina sobie, że dla małych nóżek to była niezła wyprawa.
- Ale i ja, i moja młodsza siostra bardzo lubiłyśmy się tam bawić, najpierw chodziłyśmy z rodzicami, później, gdy byłyśmy starsze, już same - mówi. - Nawet gdy przeprowadziliśmy się na ul. Osiedlową. Największym wyzwaniem było przejście po wiszącym moście. Poziom trudności rósł proporcjonalnie do tego, jak w moście ubywało desek.
Uważa, że dzieciaki wychowane na podwórkach w latach 70. i 80. były dużo sprawniejsze niż dzisiejsze kilkulatki i nastolatki.
- Człowiek wyfikał i wyskakał się na tych urządzeniach, nieraz spadł, wracał do domu brudny i zmęczony, ale za to bardzo szczęśliwy - mówi. - Nie mieliśmy komputerów, w telewizji niczego ciekawego nie było, a wioska z powodzeniem nam te braki rekompensowała. Konstrukcja składała się tylko z drewnianych elementów, lin i opon, a była dla nas, proszę to podkreślić - najlepszym placem zabaw na świecie.
Podkreśla, że wspólne zabawy uczyły solidarności i odpowiedzialności, tak jak Cezary ma wrażenie, że wiek uczestników zabawy nie był ważny.
Wszystkie komentarze