Chyba, znaczy, bo ja tego nie widziałam, ale może to was zainteresuje, wszyscy przecież kojarzą Resursę z Żydami, to do ciebie najpierw dzwonię. Powyciągali, wiesz, większą część z gruzów, leżą sobie i czekają, żeby je ktoś stamtąd zabrał. Oni nie za bardzo wiedzą, co z tym zrobić, do kogo się zwrócić. Słucham? Tak, tak, sporo tego, kilkanaście, może trochę więcej. Podobno strasznie ciężkie. Oj, bardzo ci dziękuję, że się tym zajmiecie…
Jedziemy więc nazajutrz po te nagrobki pod Radom, stara policyjna suka z nowym nadrukiem „Miejska Instytucja Kultury” (kultura wszystko przejmie), Konrad za kierownicą, Damian z kamerą, gościnnie Łukasz (z wiedzą o żydowskich nagrobkach), Kuba, Paweł, no i ja. Za oknami ponura, niesielska prowincja z cygańskim zajebem architektonicznym. Gdzieniegdzie już migają przedświąteczne lampki, tu słonik z cementu, tam bocian pod brezentem albo baner z wielką jak słoń polędwicą. Późnolistopadowy syf, smogowa niecka, w wilgotnym powietrzu skrapla się czad. To już właściwie początek zimy, tak, tak, zima już, już palą śmieci w piecach i cuchnie brunatny dym, chciałoby się zaśpiewać…

Ożywione rozmowy. Kuba namawia Damiana, żeby z nim chodził na roraty. – Śniadanie później można sobie zjeść w kościele, za darmo – zachęca. Paweł opowiada, że w pobliżu naszego kirkutu był kiedyś cmentarz muzułmański, Konrad mówi, że u nich w Jedlińsku, pamięta, też kiedyś stały w centrum żydowskie nagrobki, ale potem zniknęły, jak ten muzułmański cmentarz, Łukasz się nie odzywa, nigdy się zresztą nie odzywa niezagadnięty, Damian to samo. Ja myślami jestem zupełnie gdzie indziej, ale od czasu do czasu wtrącę coś. Droga jakoś mija, na tyłach trochę trzęsie, koleiny robią swoje. Niewesołe okoliczności przyrody, niewesołe myśli. Zniszczony doszczętnie przez Niemców w początkach lat czterdziestych cmentarz żydowski przy Towarowej znowu upomina się o pamięć o swoich mieszkańcach. Wyrywane z bruków, fundamentów nagrobki powoli wracają partiami na swoje miejsce, symbolicznie, rzecz jasna, bo gdzie kto naprawdę spoczywa, nikt już się nie dowie. Bekermanowie (na czele z wielkim Rufinem), Birenbaumowie (szalom, drogi Salomonie), Zylbergowie, Bialscy (panie Alku, zapraszamy do Radomia), Erlichowie, Goldbergerowie, Rozenbergowie (pozdrawiamy, Jerzyk), Zyskindowie, Gotfrydowie, tysiące ich tam leży w ziemi, świętej ziemi, w świetle tradycji nienaruszalnej, w świetle bestialskiej historii – rozoranej na amen. Ponad sto lat trwała w świętym spokoju ta nekropolia, a teraz, tyle lat po katastrofie, można tylko próbować jakoś poskładać jej zdekompletowane puzzle; raz na jakiś czas ktoś znajduje w miejskiej przestrzeni te żydowskie pamiątki, a to na Wacynie, a to na Kościuszki, a to – teraz – na Brzustowie. Beznadziejna, ale konieczna praca, sepulkralna układanka Syzyfa.
Dojeżdżamy, wysiadamy. Są. Leżą w błocie, wzdłuż drucianej siatki, kilka wystaje z pobliskiego gruzowiska. Podłużne prostokąty, idealne na schody. Wiadomo, macewy – materiał budowlany pierwsza klasa: na drogi, płytę lotniska, regulację Potoku Północnego. Biały piaskowiec ze śladami polichromii. Jedna zaokrąglona stela, ciemne, grubo ciosane napisy w hebrajskim, na siedemdziesiąt parę lat zalane betonem.
– Ten dom, skąd je przywieźliśmy, był zbudowany w latach czterdziestych – mówi nam właścicielka posesji. – Ci, którzy go postawili, Polacy, dawno nie żyją.

Oglądamy znalezisko. Najpierw trochę jak na chłopskim sejmiku, stajemy okręgiem, każdy kręci głową, potakuje, coś doradzi, skomentuje, ale nikt pierwszy nie kwapi się do dźwigania. W końcu Kuba zaciera ręce i rzuca. – No, to do roboty, panowie. Schyla się sprężyście (siłownia się przydaje) i zaraz odpuszcza. – Sto kilo jak drut, samemu ani rusz.
– Poczekaj – mówię. – Gdzie ci się śpieszy? Najpierw obejrzymy wszystko.
I zaczynamy wizję lokalną. Fragmenty nagrobków są nie tylko przy płocie, ale i za domem. Już naliczyliśmy dwadzieścia dwa. W większości podobne do siebie – półtorametrowe. Kilka mniejszych, z czego jeden z nich rozbity na dwie części.
– Te z napisami to zwieńczenia. Mało jest dziś takich nagrobków. Modernistyczne formy, zdecydowanie z międzywojnia, nawet z lat trzydziestych – odzywa się w końcu sam z siebie Łukasz i pochyla nad pierwszymi z brzegu.
– Na starych zdjęciach radomskiego cmentarza widać kilka takich – wtrąca Paweł.
– Tak, ale z tych nagrobków, które ocalały, żaden w Radomiu nie ma takiej formy. Najbliższe takie są chyba w Warszawie – Łukasz wpatruje się uważnie w napisy.
– Jak byłem ostatnio w Łodzi na żydowskim cmentarzu, nie widziałem podobnych form – dorzucam trzy grosze.
– Pan Szym-szon Gold-farb – sylabizuje tymczasem Łukasz. Przeciera zabrudzone inskrypcje. – Cha-ja Kam-pel, Fajga Mindel, Krajndel Rozenblat… O, a tu – czyta – Fin-kel-sztajn.
Gorąco mi się robi, chociaż ziąb galanty. Jak tu nie wierzyć w przeznaczenie, w sprawczą moc słowa? Wśród kilku nazwisk na tych nagrobkach – nazwisko Aśki, fikcyjnej bohaterki cyklu moich żydowskich opowiadań z „Gazety Wyborczej”. Teraz już się nie wyłgam i trzeba będzie napisać opowiadanie o Fajdze Mindel, może o panu Goldfarbie z Rwańskiej albo o Chai Kampel; oni ciągle stoją gdzieś za moimi plecami, czasami widuję ich w snach.

Zaczynamy załadunek, zakładamy robocze rękawiczki. Dźwigamy po dwóch, trzech każdy fragment. Tył samochodu szybko zaczyna siadać. Jak na złość jeszcze zaczyna siąpić deszcz i po chwili wszyscy jesteśmy uwaleni błotem. Trudno to będzie sprać.
– Na raz nie da rady – otrzepuje ręce Konrad. – Musimy jeszcze raz obrócić.
Pakujemy się do auta. – Połowa załadowana, za godzinę, półtorej powinniśmy być po resztę – mówię właścicielce. Samochód rusza z trudem, kilka ton namokniętego piaskowca ciąży ku ziemi.
– Ciekawe, ile jeszcze tego znajdą, jak zaczną remontować płytę lotniska? – mówię, ale jakoś rozmowa się nie klei.
– Trzeba znów będzie zrobić lapidarium – rzuca w końcu Paweł. – Tyle, że dziesięć razy większe niż to, które teraz jest.
Za oknami narzucają się (z kolei) postmodernistyczne formy. Wesoło mrugają do nas zza przybrudzonej szyby neony dyskoteki w niekoszernych halach mięsnych.
*
Za miesiąc: Opowiadanie Za ladą u buchaltera Herbsta (radomscy ewangelicy).
Wszystkie komentarze