Budowa lotniska w Radomiu trwa, dwa tygodnie temu rozpoczęło się układanie ostatniej warstwy nawierzchni na drodze startowej, rozpoczęły się też pierwsze roboty związane z budową terminalu.
Inwestor, Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze”, od wielu miesięcy zapowiada, że z lotniska w Radomiu mają startować przede wszystkim samoloty czarterowe oraz maszyny tanich linii lotniczych. Powodem, dla którego PPL buduje lotnisko w Radomiu, jest zapychające się Lotnisko Chopina w Warszawie, będące przed epidemią na granicy przepustowości.
Nieudany start lotniska w Radomiu w 2014 roku, zarządzanego wtedy przez miejską spółkę, sprawia, że ciągle pojawiają się pytania o to, czy z Radomia rzeczywiście wystartują samoloty i to w takiej liczbie, żeby wygenerować ruch nawet trzech milionów pasażerów rocznie.
Port Lotnicze podpisały list intencyjny z biurem podróży Itaka, a jeszcze na początku tego roku prezes państwowej spółki Mariusz Szpikowski zapowiadał, że niebawem dowiemy się o kolejnych zainteresowanych operatorach.
O operacjach spoza Lotniska Chopina mówił też ponad rok temu Jozsef Varadi, szef Wizz Aira. – Inną kwestią jest dywersyfikacja ruchu lotniczego, jeśli możliwości naszego dalszego rozwoju na Lotnisku Chopina się wyczerpią. Przyglądamy się potencjałowi Modlina, Radomia i Łodzi – mówił wtedy.
Koronawirus zatrzymał ruch lotniczy
Wybuch epidemii koronawirusa zatrzymał ruch lotniczy niemal na całym świecie i pojawiają się obawy o przyszłość lotniska w Radomiu. Dziś nie wiemy, ilu z nas zdecyduje się wsiąść do samolotów po wznowieniu lotów i czy w związku z tym na Okęciu nie zwolni się część zajętych do tej pory slotów – jednym słowem, przepustowość stołecznego portu może wyczerpać się znacznie później, niż zakładano przed pandemią.
Po drugie, nie wiemy, jak zachowają się Polacy. Czy w kolejnych latach nadal równie chętnie jak do tej pory będą latać na zagraniczne wakacje? A jeśli tak, czy będą wybierać wśród ofert biur podróży, oferujących zwykle wyjazdy do dużych, pełnych turystów hoteli?
Czy wrócimy do latania?
– Rok 2020 przewoźnicy czarterowi spisują na straty, choć teoretycznie dla nich mogłyby przyjść jeszcze dobre czasy w okresie wakacyjnym, gdy panuje największy ruch z i do zagranicznych kurortów i regionów turystycznych. Jednak w te wakacje ludzie będą podróżowali znacznie rzadziej z powodów psychologicznych, zwłaszcza do takich krajów jak Włochy, Hiszpania – ocenia dr Artur Bartoszewicz, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej i ekspert PPL-u.
To, ilu Polaków wsiądzie do samolotów, będzie zależało od tego, czy epidemia wywoła duży kryzys gospodarczy i jak wielu ludzi straci pracę albo będzie miało niższe dochody.
Według analiz Portów Lotniczych w przyszłym roku wrócimy do latania, a na koniec 2021 roku liczba pasażerów na polskich lotniskach będzie podobna do tej z 2019 roku.
– Wszelkie analizy wykonywane w różnych krajach wskazują, że liczba pasażerów z 2019 roku zostanie osiągnięta z powrotem najpóźniej w 2023 roku, a więc na pierwszy sezon wakacyjny lotniska w Radomiu – mówi Bartoszewicz.
Lotnisko w Radomiu. Gdzie będzie taniej, gdzie drożej?
Jeśli po epidemii SARS-CoV-2 będziemy decydowali się na zagraniczne wczasy, to czy nie będziemy szukać lotów na własną rękę, a później na przykład mieszkań na Airbnb zamiast wczasów w dużych hotelach pełnych ludzi? – pytamy Bartoszewicza.
– Znacząca część wybierających wczasy all inclusive robi to np. z powodu nieznajomości języka, chęci przebywania wśród innych Polaków albo ze względu na wiek cenią sobie ten komfort i oni raczej swoich przyzwyczajeń nie zmienią – uważa dr Bartoszewicz.
Jak mówi, można spodziewać się, że zagraniczne wczasy będą w najbliższym czasie znacząco tańsze, więc rynek otworzy się na ludzi, dla których był on do tej pory niedostępny ze względów finansowych.
Polacy w niezliczonych badaniach od lat jako najważniejszą dla siebie wartość wskazują zdrowie, ale podobnego wyboru dokonują nacje na całym świecie.
– Możemy powiedzieć, że przyszłość lotnictwa zależy od tego, na ile strach o zdrowie będzie w stanie zmienić nasze przyzwyczajenia – mówi dr Maria Gagacka, socjolożka z Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego w Radomiu.
Jej zdaniem ten strach nie będzie aż tak silny.
– Nie popadałabym w przesadny optymizm, ale jeśli sytuacja epidemiczna się poprawi, nie będzie wymogu izolacji, to trudno będzie nam zrezygnować z pewnego stylu życia, będziemy wracali do normalności. Nie uważam, że Polacy dadzą się zamknąć – uważa dr Gagacka.
Jak mówi, to, czy w przyszłym roku wsiądziemy do samolotów lecących do Hiszpanii, Egiptu czy na Filipiny, będzie zależało od tego, jaka będzie tegoroczna oferta wakacyjna w Polsce.
– Jeżeli oferty będą dobre, a ceny rozsądne, także w przyszłym roku część zadowolonych Polaków może wybrać wakacje w kraju. Ale jeśli nad polskim morzem za rybę z plastikowego talerza trzeba będzie zapłacić tyle co za dobry obiad w lokalnej knajpce na południu Europy, wrócimy do wakacji za granicą – ocenia socjolożka.
Jej zdaniem w kontekście przyzwyczajeń trzeba oceniać też szanse lotniska w Radomiu na zdobycie pasażerów. – Nowe lotnisko zwykle ma trudniej, bo musi przekonać ludzi, że warto zmienić przyzwyczajenia i zacząć latać z nowego miejsca. Z drugiej strony może być też grupa pasażerów niezadowolonych np. z komfortu innego lotniska w okolicy, która chętnie przeniesie się do Radomia – wyjaśnia.
Paradoks dobry dla lotniska w Radomiu
Dla PPL-u sytuacja jest paradoksalnie dobra. Inwestor radomskiego lotniska informował, że kryzys na rynku lotniczym sprawi, że Lotnisko Chopina nie zablokuje się przed otwarciem Radomia. Według pierwotnych planów Portów Lotniczych nasze lotnisko powinno już działać. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku prezes PPL zapewniał, że nie obawia się o ruch na lotnisku w Radomiu, ale przyznawał, że przez opóźnioną budowę niektórzy przewoźnicy mogą zdecydować się na operowanie z Łodzi czy Modlina.
– To naturalne, że ten ruch będzie szukał jakiegoś ujścia – mówił.
„Za dwa-trzy lata, gdy odbuduje się sektor lotniczy, a także szeroko rozumiana branża turystyczna, Radom będzie akurat gotowy do odciążenia Warszawy i przejęcia obsługi kilku milionów pasażerów w skali roku” – informuje teraz PPL.
Radom, Modlin i polityka
Na przyszłość lotniska w Radomiu największy wpływ może mieć jednak przyszłość portu w Modlinie i innych w stosunkowo niedużej odległości od Warszawy – Lublina i Łodzi.
Przed Wielkanocą w portalu gospodarczym Wnp.pl ukazała się rozmowa z odpowiedzialnym za lotnictwo wiceministrem infrastruktury Marcinem Horałą (PiS). Przyznał on, że nie wszystkie lotniska mogą liczyć na rządową pomoc i „nie da się wykluczyć”, że upadną, bo „i bez pandemii działały ledwo, ledwo”.
Z rządowych zapowiedzi wynika, że tarczą antykryzysową zostanie objętych osiem lotnisk w Polsce. Nie ma wśród nich m.in. Modlina, Lublina i Łodzi. Obsługujący 3 mln pasażerów Modlin przynosi straty i już w ubiegłym roku pojawiały się informacje o tym, że port jest na granicy płynności finansowej. PPL jako udziałowiec nie chce zgodzić się na przekazanie przez marszałka województwa 50 mln zł na inwestycje dla lotniska, przekonując, że może być to nieuzasadniona pomoc publiczna. Co stanie się z Modlinem, jeśli nie otrzyma pomocy z tarczy antykryzysowej?
– Nie jesteśmy jeszcze w sytuacji, w której powinniśmy ogłosić upadłość, ale pod koniec lipca może do tego dojść – mówił w rozmowie z Rynkiem Lotniczym Marcin Danił, wiceprezes portu w Modlinie.
W grę wchodzi polityka. Jeśli lotniska w Modlinie, Łodzi i Lublinie nie przetrwają kryzysu, przez jakiś czas nie będzie na Mazowszu i w okolicy lotniska, z którego mógłby operować Ryanair. To będzie na rękę rządowi PiS, bo ułatwi pokryzysowy start przewoźnikom na Okęciu, przede wszystkim państwowemu LOT-owi. Irlandzki tani przewoźnik lata temu stał się linią, która przewozi najwięcej pasażerów z Polski – w 2019 roku przewiozła 11,95 mln pasażerów. Rozwijający siatkę połączeń od kilku lat LOT goni Ryanaira – w ubiegłym roku na polskich lotniskach wsiadło do samolotów LOT-u 11,79 mln pasażerów. Zablokowanie Ryanairowi możliwości startów z okolic Warszawy ułatwiłoby państwowym liniom nie tylko rozruch po kryzysie, miałoby też wymiar wizerunkowy.
Do podobnej sytuacji doszło kilka lat temu w Norwegii. Tam do zmian na rynku lotniczym doszło jednak nie z powodu pandemii koronawirusa, ale dodatkowego podatku nałożonego na przewoźników. Ryanair w odpowiedzi zlikwidował loty z lotniska Oslo Rygge, które musiało zostać w 2016 roku zamknięte. Część lotów tania linia przeniosła na drugi port, oddalony od Oslo o ok. 100 km.
Podobny scenariusz może zdarzyć się w Polsce. Jeśli lotnisko w Modlinie nie przetrwa kryzysu, irlandzki przewoźnik będzie mógł wrócić na Mazowsze na przełomie 2022 i 2023 roku – do Radomia.
Wszystkie komentarze
Odwiedż psychiatrę taka moja rada:)
Daleko
Trudno, zresztą podejrzewam, że dojazd do Radomia to będzie horror.
W Radomiu prezydent jest z PO głupku.
Smierdzisz to ty ciekawe z jakiej dziury jestes