Rita Gombrowicz co roku przyjeżdża na organizowany w Radomiu i pobliskiej Wsoli festiwal. To właśnie we Wsoli, w pałacyku należącym do jego brata Jerzego, Witold pisał „Ferdydurke”.
Podczas każdego spotkania z czytelnikami Gombrowicza wdowa po pisarzu porusza inny temat ich wspólnego życia. Tym razem Tomasz Tyczyński, kustosz Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli przepytywał ją o ich wspólne życie w Vance. Z rozmowy wynika, że ponadsześćdziesięcioletni Gombrowicz był niezwykle nowatorski.
– Miał taki zwyczaj, że chodził do sklepu Old England, najbardziej luksusowego sklepu z męską odzieżą i mierzył różne ubrania. Ekspedientki go uwielbiały, bo był śmieszny jak Charlie Chaplin. Wybierał ubrania, łamiąc formę. Wkładał np. marynarkę w kratkę, gładkie spodnie i łączył to z szalem, który miał jeszcze inny wzór – opowiadała Rita Gombrowicz. – Dziś to widzimy np. u Yves Saint Laurent: łamanie formy, łączenie różnych motywów, Witold był więc bardzo współczesny.
Tomasz Tyczyński przypomniał jedno ze zdjęć pisarza. Siedzi zmarznięty i schorowany zawinięty w kapotę, za oknem jest ostre słońce.
- Witold nie miał szlafroka, bo uważał, że są one w złym guście. Ta kapota zastępowała mu szlafrok. A w dniu kiedy zrobiono to zdjęcie, było 30 stopni – opowiadała wdowa po pisarzu, wywołując wśród gości salwy śmiechu. Mówiła też, że jej mąż przywiązywał pewną wagę do starannego ubioru.
– Codziennie rano spotykaliśmy się na śniadaniu w naszej jadalni i on był już ogolony i kompletnie ubrany – podkreślała. Dodała, że Gombrowicz posługiwał się elektryczną golarką.
A jaki był jego stosunek do techniki? – pytał Tyczyński.
– Jeśli chodzi o nowoczesne środki komunikacji, to jak tylko coś się pojawiało, to Witold chciał natychmiast to wypróbować. W tamtych czasach we Francji było trudno o telefon, trzeba było wykupić linię telefoniczną i choć mieszkaliśmy w centrum Vence, to i nam było trudno ją załatwić. Udało się to w końcu dzięki Dominique de Roux, który znał Georges’a Pompidou. Więc za pośrednictwem prezydenta Republiki dostaliśmy telefon. Kiedy telefon dzwonił, Witold od razu się rzucał, żeby go odebrać, chciał to zrobić przede mną. Uważał, że to jest fajne, tak jak dziecko.
Przed śmiercią w 1969 r. Gombrowicz zdążył obejrzeć lądowanie człowieka na księżycu. Co jeszcze oglądał?
– Telewizor to był mój pomysł – opowiadała Rita Gombrowicz. – W tamtym czasie nie mógł już tak często wychodzić na dwór z powodu schodów, bardzo go to męczyło, zdecydował więc, że będzie wychodził tylko raz dziennie w południe. To był taki jego spacer dla higieny. Pomyślałam wtedy, że dobrze był było, gdyby był telewizor, żeby mógł oglądać telewizję wieczorami. Wtedy we Francji były tylko dwa kanały telewizyjne. Na jednym był bardzo dobry program, gdzie przeprowadzano rozmowy z pisarzami, były ciekawe reportaże, nie było reklam. Witold interesował się bardzo polityką międzynarodową, Oglądał program o wizycie Nixona w Azji, wtedy też były zamieszki maja 1968 i od rana do wieczora oglądał, co się wtedy działo. Oglądaliśmy kiedyś ten program kulturalny, akurat była rozmowa z Aragonem. W studio była też jego żona Elza, starsza pani, miała siwe włosy. Aragon recytował poemat miłosny o oczach Elzy. Witold się zdenerwował, wstał i wyszedł z pokoju, nie miał refleksji, żeby wyłączyć telewizor, jak ja bym to zrobiła. Miał wrażenie, że Aragon jest u nas w domu, więc opuścił pokój.
Gombrowicz lubił samochody, ale nigdy nie zrobił prawa jazdy.
– Nigdy się nie przyznał, że jego ojciec miał piękne samochody, kabriolety marki lancia, nie mówił mi też, że ojciec miał szofera – opowiadała Rita Gombrowicz. – Witold nigdy nie miał prawa jazdy, to ja prowadziłam, ale w momentach, kiedy mówił mi „skręć w lewo”, a ja jechałam prosto, bo wiedziałam, że trzeba jechać prosto, mówił: „wezmę lekcje nauki jazdy”.
Na pytanie Tomasza Tyczyńskiego powiedziała również, że nigdy nie dostała wskazówek dotyczących pogrzebu.
– Za to dużo rozmawialiśmy o śmierci, bo kiedy sprowadziliśmy się do Vence, był moment, że sądziliśmy, że ma chorobę nowotworową. Zaczął wtedy analizować różne sposoby popełnienia samobójstwa. Była mowa o gazie, ale nie podobał mu się ten pomysł. Kiedyś powiedział, żebym poszła na policję po pozwolenie na broń. Ale nie mogłam tego zrobić, byłam młodą dziewczyną, dziwnie by to wyglądało. Kiedyś Witold powiedział: „zobaczysz, Gomułka przyśle okręt do Nicei po moje ciało, żeby je zabrać i pochować na Wawelu. A ty będziesz stała w porcie i machała mi białą chusteczką i mówiła: żegnaj.
Jedna ze słuchaczek poprosiła Ritę Gombrowicz, by przybliżyła okoliczności, w jakich powstało zdjęcie jej męża z małym kotem.
– Wszystkie zwierzęta były dla Witolda ważne. Już pod koniec lat 50. w dzienniku sprzeciwiał się cierpieniu zwierząt, więc i w tej kwestii był nowoczesny, przecież o tym mówi się głośno dopiero od niedawna – opowiadała. – Tego kota znaleźliśmy na drodze, przebiegł przed naszym samochodem. Wzięliśmy go do samochodu, gdzie był już nasz pies, musieliśmy poświęcić trochę czasu, żeby zwierzęta się do siebie przyzwyczaiły, w końcu bardzo się polubiły, ale pewnego dnia Witold stwierdził, że kot powinien żyć swoim kocim życiem i kazał mi go zanieść do ogrodu. Tam poczułam taką siłę w kocim ciele. Kot wywinął mi się i uciekł i już nigdy więcej go nie zobaczyliśmy.
Wszystkie komentarze