Jeszcze na dobre się mecz w Łańcucie nie rozpoczął, a już był praktycznie rozstrzygnięty. Podopieczni Karola Gutkowskiego nazbyt bojaźliwie podeszli do ubiegłorocznego finalisty I ligi, i to się zemściło.
Po zaledwie pięciu minutach rywalizacji miejscowi prowadzili już 16:3, a radomianie nie mieli recepty na rozpracowanie ich strefy podkoszowej. Ostatecznie kwarta otwarcia zakończyła się triumfem Sokoła 25:7 a UTH trafiło zaledwie trzy razy na 18 oddanych rzutów.
Druga kwarta wcale nie była lepsza w wykonaniu radomian. Nadal prym wiedli gospodarze, i to oni na przerwę schodzili prowadząc 49:23. Co ciekawe w pierwszych 20. minutach szkoleniowiec Dariusz Kaszowski wprowadził na parkiet wszystkich swoich podopiecznych, poza Adrianem Inglotem. Ponadto każdy z zawodników, miał już w tym momencie na swoim koncie, co najmniej jeden zdobyty punkt.
Po minucie kolejnej kwarty zanosiło się na prawdziwy pogrom UTH, bo ich rywale wyszli na najwyższe, 29-punktowe prowadzenie. Na szczęście wtedy przyjezdni w końcu zaczęli sprawiać lepsze wrażenie i tę ćwiartkę pojedynku zakończyli triumfem 21:17.
W połowie 26 minuty trener Gutkowski poprosił o przerwę, bowiem jego podopieczni - tak jak w pierwszej kwarcie - zupełnie nie radzili sobie w ataku, a Sokół wyszedł na prowadzenie 77:47. Na słowa uznania w szeregach gospodarzy zasłużył zwłaszcza Maciej Klima, który popisał się triple-double.
Małym usprawiedliwieniem, takiego wyniku dla radomian, jest to że w przeciwieństwie do meczu otwarcia, zagrali oni bez dwóch czołowych zawodników - Daniela Szymkiewicza i Damiana Jeszke. Jednak z drugiej strony należy się przyzwyczaić, do tego, że obaj w pojedynkach wyjazdowych raczej grać nie będą.
Max Elektro Sokół Łańcut - UTH Rosa Radom 82:48
Kwarty: 25:7, 24:16, 17:21, 16:4
UTH: Stopierzyński 0, Stanios 0, Kapturski 2, Zegzuła 9, Zwęgliński 2, Cetnar 9, Parszewski 4, Gos 2, Bonarek 10, Schenk 10.
Wszystkie komentarze