Pod balkon jednego z bloków przy Armii Krajowej przychodzą jeże. Na Piotrówce zobaczyć można bażanty, a nawet sarny. - Podchodzą prawie pod samo ogrodzenie domu - słyszymy od jednej z mieszkanek tej dzielnicy. Zające hasają na Koziej Górze.
Zwierzęta nie boją się także śródmieścia. Ostatnio obserwowano wiewiórki już nie tylko w parku Kościuszki, ale przemierzające ruchliwą Narutowicza. Czy zwierząt jest w mieście więcej czy są po prostu bardziej widoczne bo coraz mniej boją się ludzi?
- To zależy od gatunku - mówi Marek Słupek z działu przyrody Muzeum im. Jacka Malczewskiego. - Jedne prowadzą bardziej skryty czy nocny tryb życia, inne łatwiej zaobserwować. Stosunkowo najłatwiej obserwować ptaki i na przykład krukowate uczyniły sobie z miasta wygodną stołówkę. Kawki rzucają orzech na ulicę i czekają, aż samochód go przejedzie. Zdarza się też, że celowo płoszą gołębie tuż przed nadjeżdżającym samochodem, by móc się posilić przejechanym nieszczęśnikiem - mówi Słupek. I podaje inny przykład adaptacji ptaków do miejskich warunków. - Kiedy mleko rozwożone było jeszcze w szklanych butelkach z aluminiowymi kapslami, to sikorki szybko zauważyły, że rozdziobując kapsel, znajdą tuż pod nim bardzo dobre źródło pokarmu w postaci pożywnej śmietanki - opowiada Słupek. - Miasto stało się dla wielu zwierząt dobrą okazją do zdobycia pożywienia - dodaje.
Ale nie dla wszystkich. - Łatwo zauważyć regres, zwłaszcza wróbla, a także i mazurka w naszych miastach. Bierze się to stąd, że mamy inną metodologię wyrzucania odpadków niż kiedyś, mniej jest odpadków organicznych, a jak są, to szczelnie zamknięte czy opakowane - tłumaczy.
Częściej za to w mieście można zobaczyć gołębia grzywacza. Coraz lepiej czują się także kaczki krzyżówki. Jest to dla nich dobre miejsce do przebywania zwłaszcza zimą, bo ludzie chętnie je dokarmiają. Czy dobrze robią?
- Jeżeli źródła pokarmu są dostępne, to nie dokarmiamy. Ptaki to rozleniwia, zaniedbują poszukiwania alternatywnych źródeł pokarmu. A kiedy już zdecydujemy się je dokarmiać, to bądźmy konsekwentni - ptaki przyzwyczajają się do miejsca, gdzie otrzymywały pokarm, i tam wracają. Trzeba więc być także w miarę systematycznym. Pamiętajmy też, że ptaki nie tolerują soli kuchennej. Dokarmianie ma sens, gdy pozwala zwierzętom przetrwać ekstremalne warunki pogodowe, zwłaszcza mrozy. W innym przypadku mija się z celem. A wręcz jest szkodliwe, zwłaszcza latem, gdy z takiej stołówki oprócz np. krzyżówek korzystają też szczury - mówi Słupek.
A jeże? Można je dokarmiać i poić? - Czemu nie - mówi przyrodnik. Przestrzega jednak przed bliskim kontaktem z tymi zwierzętami. - Lepiej unikać z nimi bliskiego kontaktu, bo mogą być one nosicielami wielu krwiopijnych pasożytów - wyjaśnia.
Jak wiadomo, lepiej także unikać szczurów - roznoszą choroby. Jeśli gdzieś da się zauważyć jednego szczura, to oznacza, że w pobliżu bytuje populacja licząca około stu osobników.
Problemem nie tylko dla miejskiego środowiska mogą być obce gatunki inwazyjne. - Takie jak żółw czerwonolicy, który jest kupowany jako mało wymagająca maskotka dla dziecka, a jak żółw podrośnie i nie mieści się w pierwotnym akwarium, to mówi się, że zwraca się go naturze i wypuszcza - opowiada Marek Słupek. Tyle że naturalnym środowiskiem dla tego gatunku jest Ameryka Środkowa albo Północna. - A u nas żółw sobie pływa i przeszkadza naszej rodzinnej faunie, nie będzie się rozmnażał, ale sama masowość sprawia, że jest to kłopot. Pół biedy, kiedy bytuje w zamkniętym zbiorniku, bez możliwości migracji, gorzej, gdy trafi tam, gdzie żyje nasz rodzimy żółw błotny, stanowiąc dla niego konkurencję pokarmową i roznosząc swoiste pasożyty - tłumaczy przyrodnik.
Zdarza się, że obce gatunki mogą wyprzeć te rodzime. Tak się stało w Wielkiej Brytanii i we Włoszech z wiewiórkami rudymi. Zastąpiły je wiewiórki szare. - Ten północnoamerykański gatunek został sprowadzony do Europy, a że wiewiórki szare są sprytniejsze, większe, inteligentniejsze, skutecznie wyparły wiewiórki rude. Tak może się stać i u nas. Są ludzie, którzy je hodują, także i w Radomiu. Ale mogą też samorzutnie rozszerzyć swój zasięg występowania na Półwyspie Apenińskim, pokonując barierę Alp i przedostając się także i do naszego kraju - wyjaśnia Słupek.
Wszystkie komentarze