– W styczniu wysłaliśmy wezwanie w sprawie uporządkowania i zabezpieczenia witryn. Potłuczone szyby zagrażają przechodniom, a ci dokładają dodatkowo, upychając tam śmieci. Jednym słowem źle to wygląda – przyznaje Piotr Stępień, rzecznik radomskiej straży miejskiej. Wezwanie wysłano na adres firmy, która w księdze wieczystej widnieje jako prawie całościowy właściciel nieruchomości. Adres: mała podkielecka wieś. Pismo wróciło jednak z adnotacją, że nie zostało odebrane.
Strażnicy miejscy piszą teraz wniosek do miejscowej policji o pomoc w ustaleniu, czy pod wskazanym adresem mieści się firma i o dostarczenie kolejnego wezwania o uporządkowanie witryn. Czy tym razem uda się skontaktować z firmą? Od miesięcy nie udało się to nikomu.
Nawet brama zamknięta na kłódkę
W maju ubiegłego roku nad Radomiem przeszła wichura, przewracała drzewa w parkach, zrywała płachty reklam. Z daszku nad głównym wejściem do dawnego kina Atlantic zaczęły zwisać elementy konstrukcyjne. Nad głowami przechodniów. Sprawa była na tyle poważna, że postępowanie wszczął Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego.

– Wysłaliśmy wezwanie do właściciela o rozebranie przeszklonego daszku. Pismo musiał odebrać, bo naszą decyzję wykonano, daszek został usunięty – mówi Danuta Guzera z PINB.
– A skąd. To myśmy interweniowali u lokatorów mieszkających na piętrze i to oni ten daszek zdjęli – odpowiada Stępień. Inspektorat interweniował też w sprawie stojącej w podwórku oficyny. Jej stan techniczny był na tyle zły, że wydano nakaz opuszczenia budynku przez lokatorów.
Przez lata mieszkała tam samotna kobieta, wdowa po operatorze projektora kinowego. – Mąż dostał tu mieszkanie służbowe. Przez dziesiątki lat był związany z kinem. Gdy zmarł, zostałam tu sama, ale teraz i ja się wyprowadzam – mówiła nam niedawno kobieta. Budynek był zawilgocony, zagrzybiony. Złożyła więc pismo do Miejskiego Zarządu Lokalami o przyznanie mieszkania zastępczego, kilka tygodni temu się wyprowadziła.
Oficyna stoi teraz pusta, po szronie na szybach w oknach widać, że nie jest ogrzewana. W budynku głównym kina pozostała jedna rodzina lokatorów. To z nimi rozmawiają strażnicy, gdy widzą, że na posesji dzieje się coś złego. Na przykład gdy trzeba usunąć bezdomnych, którzy się wprowadzili do wnęki przy dawnym głównym wejściu.
– Dwóch panów i pani. Mieliśmy mnóstwo interwencji, że zakłócają porządek, głośno się zachowują, piją alkohol, załatwiają potrzeby... – wylicza rzecznik straży miejskiej. Bezdomnych już nie ma, ale i kontakt z lokatorami się urwał. Kilka dni temu zamknęli na klucz drzwi prowadzące do klatki schodowej, a w ostatni wtorek bramę na kłódkę. Teraz już nawet nie można do nich zapukać.
Kurtyny ze złotym haftem, galeria z lożami
To było jedno z nowocześniejszych wówczas kin. Prasa pisała, że wystrojem i repertuarem dorównuje tym warszawskim.
Pod nazwą Corso zainaugurowało działalność w budynku przy ul. Moniuszki 15 pod koniec września 1918 roku. Pierwszym wyświetlanym filmem była polska produkcja „Czeska faworyta”. W 1928 roku kino wydzierżawił Marian Kozłowski, cztery lata później zainstalował aparaturę dźwiękową, a pierwszym filmem dźwiękowym był francuski „Spóźniony romans”.

W budynku odbywały się nie tylko projekcje, ale też występowały zespoły rewiowe, organizowano spotkania, wiece polityczne. W 1920 roku radomianie przyrzekali tu bronić ojczyzny przed inwazją bolszewicką, wzywając pod broń wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 42 lat do Armii Ochotniczej gen. Hallera. W kolejnych latach do zgromadzonych przemawiali tu m.in. Wincenty Witos i Wojciech Korfanty.
Pięć lat przed II wojną światową kino przebudowano i nadano mu nazwę Adria. Ówczesnymi właścicielami byli Waleria i Marian Kozłowscy. To dzięki nim sala projekcyjna dorównywała tym najlepszym w stolicy, m.in. mogliśmy poszczycić się kurtyną wykończoną złotym haftem oraz galerią z lożami.
W czasie niemieckiej okupacji Adria działała, wyświetlając filmy dla Polaków. Niemcy chodzili do przebudowanego kina Apollo na placu Jagiellońskim. W repertuarze Adrii były wówczas filmy niemieckie i włoskie oraz polskie produkcje przedwojenne, m.in. „Znachor”. Recital dawał tu dwukrotnie Mieczysław Fogg. Ponoć na filmach niemieckich zdarzało się gazowanie kina, do którego przyznali się żołnierze Szarych Szeregów.
Kino pełne premier
W 1945 roku kino ponownie przemianowano, tym razem na Bałtyk. Stosownie do nazwy zmieniono wystrój sali kinowej. Na ścianach pojawiły się elementy morskie, nad sceną z ekranem namalowano Posejdona. Kino wciąż pełniło rolę miejsca ważnych spotkań i wystąpień politycznych. W listopadzie 1945 roku Maria Dąbrowska zaprezentowała fragmenty nowego dramatu „Stanisław i Bogumiła”, odpowiadała też na pytania publiczności.

11 sierpnia 1946 roku odbyła się tu ważna uroczystość przekazania sztandaru radomskiej organizacji PSL przez Stanisława Mikołajczyka, wicepremiera Rządu Tymczasowego, a poprzednio premiera na emigracji. Bojówki PPR próbowały rozbić spotkanie. Nadaremnie. Na sali kinowej gościła też muzyka, wielokrotnie koncertowały znane radomskie orkiestry dęte, np. kolejowa pod batutą Dominika Kozłowskiego, wojskowa 72. Pułku Piechoty por. Więckowskiego i radomskie chóry, m.in. Lutnia.
Przez pewien czas swoje sztuki wystawiał tu Teatr Powszechny im. Stefana Żeromskiego. W latach 70. i 80. XX wieku Bałtyk był kinem tzw. zeroekranowym, czyli takim, w którym wyświetlano same premiery. Zlikwidowano go we wrześniu 1993 roku, gdy spadkobiercy uzyskali decyzję unieważniającą jego nacjonalizację. W 1994 roku spółka Centrum Filmowe „Helios” uruchomiła tu Atlantic. Kino przeszło wtedy duży remont i aż do powstania w 2006 roku przy ul. Poniatowskiego 5 multipleksu Helios było kinem premierowym.

Od tego czasu budynek przy ul. Moniuszki 15 stoi pusty. Kilka lat później spółka Helios wymieniła się nieruchomościami z firmą Expol-Bis ze Skarżyska-Kamiennej, dostając w zamian teren przy swoim kinie przy ul. Poniatowskiego. W 2013 roku nowy właściciel wystawił budynek na sprzedaż. Wyznał, że nigdy nie miał żadnych planów związanych z tą nieruchomością.
Trudny kontakt z właścicielem
Zgodnie z wpisem do księgi wieczystej obecnym właścicielem budynku jest spółka Recco z siedzibą w Maleszowej w podkieleckiej gminie Pierzchnica. Ma 863 ze wszystkich 1200 udziałów. Pozostałe należą do osób prywatnych. Patrząc na powtarzające się nazwiska, można wysnuć wniosek, że to członkowie jednej rodziny. Jeden z tych właścicieli, zgodnie z danymi z księgi, mieszka w Radomiu przy ul. Żeromskiego. Niestety, część kamienicy jest wyłączona z użytkowania i opróżniona z lokatorów. Ci, którzy tam jeszcze mieszkają, nie słyszeli o mężczyźnie o takim nazwisku.
Wydawać by się mogło, że łatwiej namierzyć firmę. Nic bardziej mylnego. Spółka Recco, jak wynika z wpisu w Krajowym Rejestrze Sądowym, zajmuje się najmem i administrowaniem nieruchomościami. Na jej stronie internetowej w zakładce „aktualności” nie ma jednak nic. Firma nie odpowiada na maile z prośbą o kontakt.
– Kilka miesięcy temu na drzwiach prowadzących na salę kinową ktoś powiesił informację o zmianie firmy zarządzającej nieruchomością na zlecenie właściciela. Był też podany numer telefonu – mówiła nam latem ubiegłego roku lokatorka z oficyny. Poszliśmy szukać kartki z kontaktem do zarządcy. Znajdujemy ją pod drzwiami na pryzmie śmieci. Deszcz nieco wypłukał napis, z trudem odcyfrowaliśmy numer telefonu. Ten jednak milczy, nikt nie odbiera. Kilka dni temu już „nie ma takiego numeru”.
– Ale komuś państwo płacicie czynsz? Co z opłatami za media? Wywóz śmieci? – pytam jesienią ubiegłego roku.
– Sami indywidualnie podpisaliśmy umowy – odpowiada lokatorka.
Przykro nawet patrzeć
Zniszczone witryny to niejedyny problem. Nieogrzewany od lat budynek zżera wilgoć, z elewacji odpada tynk, niszczeją ozdobne elementy.
Co na to nadzór budowlany? – Nie byliśmy tam ostatnio, interweniowaliśmy, gdy daszek nad wejściem groził zawaleniem – mówi Danuta Guzera. Nie wiadomo, co dzieje się wewnątrz, bo urzędnicy od dawna do środka nie wchodzili.
– Przykro patrzeć, jak ten budynek wygląda – Witold Bujakowski z radomskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków kręci głową.
Urząd konserwatora planował rozpocząć procedurę wpisania dawnego kina do rejestru zabytków, ale po informacjach od nadzoru budowlanego sprawę odłożył. Witold Bujakowski: – Bo do procedury potrzebny jest kontakt z właścicielem. Musimy mu choćby skutecznie doręczyć postanowienie o wszczęciu postępowania. A tak mamy związane ręce.
Wszystkie komentarze