- Byłam szykanowana przez władze oświatowe i władze miasta. A szykanowano mnie, bo nie zgodziłam się na pewne pomysły, jak poprowadzenie drogi przez środek boiska szkolnego, bo zabiegałam o wprowadzenie w mojej szkole matury międzynarodowej, bo moja szkoła stała się konkurencją dla szkoły, w której wieloletnim dyrektorem był obecny wiceprezydent od oświaty [Karol Semik - red.]. Pan postanowił się mnie pozbyć, choć wygrałam konkurs na dyrektorkę liceum Czachowskiego - mówiła przed sądem w czasie drugiej rozprawy Danuta S.
Na ławie oskarżonych z dwoma zarzutami
Danuta S. odpowiada przed sądem za to, że będąc funkcjonariuszem publicznym, w okresie od września 2016 do kwietnia 2017 r. wielokrotnie poświadczyła nieprawdę w dokumentacji szkolnej. Według prokuratury będąc nauczycielką WF-u w liceum im. Czachowskiego oraz w Gimnazjum Towarzystwa Wiedzy Powszechnej (znajdowało się w tym samym budynku co liceum i korzystało z tej samej sali gimnastycznej), wpisała do dzienników szkolnych obu szkół oraz w księdze zastępstw nieprawdziwe informacje, że przeprowadziła lekcje w obu szkołach. Prokuratorzy ustalili, że albo tych lekcji nie przeprowadziła wcale, albo w połowie zajęć wychodziła. Według zapisów z dzienników lekcyjnych obu szkół prokuratorzy stwierdzili, że 137 lekcji pokrywało się ze sobą, co można odczytać, że była w dwóch różnych miejscach równocześnie, prowadząc lekcje, w tym w jednym przypadku była nawet w trzech różnych miejscach.
Drugi zarzut dotyczy nieprawidłowości przy sporządzaniu aneksu do arkusza organizacyjnego w liceum. Jak ustalili prokuratorzy, dyrektorka nie zgłosiła do urzędu miejskiego, że rozwiązano umowę o pracę z jednym z nauczycieli, a sobie przydzieliła płatne „zastępstwo doraźne” za pedagoga, który nie był już pracownikiem szkoły. Tak miała zrealizować 98 godzin lekcji, pobierając za to wynagrodzenie.
"Powstał układ przeciwko mnie"
Danuta S. nie przyznaje się do winy. Po informacji o przedstawieniu jej zarzutów karnych przez prokuraturę prezydent zdecydował o jej zawieszeniu w obowiązkach nauczyciela pełniącego funkcję dyrektora szkoły. Na mocy przepisów obniżył też wynagrodzenie.
- Nigdy nie przykładałam wagi do dóbr materialnych i nie czerpałam korzyści ze szkoły. Padłam ofiarą paskudnego układu w celu pozbawienia mnie stanowiska - mówiła na rozprawie Danuta S. Przykładem miały być szykany stosowane wobec niej: odebranie dodatków funkcyjnych i obniżenie wynagrodzenia o połowę, niewydanie zgody na cztery godziny WF, które miała prowadzić w niepublicznym gimnazjum, wreszcie prowokacje o charakterze korupcyjnym, których jak twierdzi, wobec niej się dopuszczono.
- Skontaktował się ze mną policjant, który przedstawił się jako rzemieślnik i zaproponował wykonanie usług ślusarskich w zamian za przyjęcie jego rzekomej córki do szkoły. Później spotkałam tego policjanta na komendzie - mówiła Danuta S. Kolejną szykaną miało być złożenie przez władze miasta zawiadomienia przeciwko niej do prokuratury i śledztwo trwające tak długo, "jakby śledczy chcieli ją jeszcze na czymś przyłapać".
- Wszystkie przykrości były realizowane podstępem i z zaskoczenia. O wszystkim dowiadywałam się z artykułów "Gazety Wyborczej", które publikowane cyklicznie deprecjonowały moją osobę. Wszystkie te działania miały na celu złamanie mnie i zmuszenie do odejścia na emeryturę kompensacyjną - mówiła przed sądem Danuta S. I dodała, że mimo tych wszystkich okoliczności nadal jest niepoprawna optymistką i liczy na rzetelny i uczciwy proces i na to, że będzie mogła wrócić na stanowisko dyrektora w III LO. Kolejna rozprawa w środę, 11 marca.
Wszystkie komentarze