- Przez wszystkie te lata, a mieszkam tu od początku, nie przypominam sobie choćby jednej interwencji policji w naszym miniosiedlu. Nic, absolutnie. Była cisza i spokój. A teraz w ciągu ostatnich miesięcy już kilka razy radiowozy policji podjeżdżały pod nasze bloki, wjeżdżały na dziedziniec. Za każdym razem policja była wzywana do podobnej historii: burdy, krzyki w środku nocy, wyzwiska, wyrzucanie butelek po alkoholu przez balkon. To się staje nie do zniesienia - mówi pan Paweł, właściciel jednego z mieszkań w blokach przy ul. Żwirki i Wigury.
Mieszkania w Radomiu. Oaza spokoju na planie czworokąta
Miniosiedle składające się z czterech bloków ustawionych na planie czworokąta wybudowała w początkach pierwszej dekady XXI w. spółdzielnia Łucznik. Uchodziło za prestiżowe. Czteropiętrowe bloki z użytkowymi poddaszami były zaprojektowane nowocześnie, wybudowane w nowoczesnych technologiach. Osiedle miało doskonałą lokalizację, nieco w oddali od ruchliwych ulic, ale nadal w pobliżu ważnych węzłów komunikacyjnych, obok powstającego parku. Pomiędzy blokami powstał spory dziedziniec, na którym utworzono plac zabaw dla dzieci i zieleniec. Całość jest ogrodzona.
Mieszkania były własnościowe, cena metra kwadratowego była wyższa od przeciętnej radomskiej ceny w nowym budownictwie w tamtym czasie. Lokale wykupili ludzie raczej majętni.
- Stworzyliśmy tu taką oazę spokoju, fantastyczne miejsce do mieszkania. Miło było wracać po pracy - wspomina pan Paweł.
Inwestorzy w natarciu. Na celowniku mieszkania na wynajem
Wszystko zmieniło się jakieś dwa lata temu, a dokładniej na przełomie lat 2020 i 2021. Na klatkach schodowych, tablicach ogłoszeń, w skrzynkach pocztowych i na wycieraczkach przed drzwiami pojawiła się ogromna liczba ogłoszeń typu: "Kupię mieszkanie, koniecznie w tym bloku", "Kupię mieszkanie dla syna", "Jesteśmy młodym małżeństwem, kupimy mieszkanie za gotówkę".
- To był zalew. Ogłoszenia nas bombardowały i to trwa do tej pory. Jeszcze dzisiaj wyjąłem z mojej skrzynki trzy takie anonse - mówi pan Paweł. Okazało się, że niektórzy właściciele lokali odpowiedzieli na ogłoszenia i mieszkania sprzedali, do czego mieli oczywiście prawo. Problemem okazali się nabywcy: w większości inwestorzy, którzy kupili lokale z myślą o zarabianiu na wynajmie. Jak policzył pan Paweł, tylko w dwóch blokach co najmniej 10 mieszkań jest obecnie wynajmowanych.
- Powprowadzali się tam różni ludzie i zaczęły się burdy nocne, libacje z wyrzucaniem butelek przez balkon, krzyki i wyzwiska. Gdy jedna z sąsiadek zwróciła najemcom uwagę, żeby w środku nocy zachowywali się ciszej, została poszarpana i grożono jej. Wzywamy policję, spisywana jest notatka, sprawcy uciszani na chwilę, a kilka nocy później wszystko się powtarza. Jesteśmy bezradni - mówi pan Paweł.
Bloki przy Żwirki i Wigury w Radomiu. Po oazie spokoju nic nie zostało
St. sierż Kamil Warda, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Radomiu, potwierdza, że policjanci byli w ostatnich kilku tygodniach wzywani do bloków przy ul. Żwirki i Wigury.
- 3 maja przed godz. 1 oraz 4 maja po godz. 22. Obie interwencje dotyczyły zakłócania ciszy nocnej - informuje. I dodaje, że rozwiązaniem problemu mogłyby być rozmowy z właścicielami lokali. - Tylko że jeżeli są to osoby spoza Radomia i kupiły mieszkania na wynajem tylko z powodów zarobkowych, to może być trudno znaleźć konsensus - przypuszcza Kamil Warda.
- Wyjątkowy niefart mają mieszkańcy tego miniosiedla - uważa Anna Wilczyńska, właścicielka Agencji Nieruchomości Domator. Bo zwykle mieszkania wykupione na wynajem nie kumulują się w tak dużej liczbie w obrębie zaledwie kilku bloków. - Gdy pomyślimy na przykład o sąsiednim osiedlu Gołębiów II, to jest ono na tyle duże, że te lokale na wynajem rozkładają się na dużo większą liczbę bloków. Natomiast w przypadku Żwirki i Wigury mówimy o zamkniętym miniosiedlu czterech bloków - mówi Anna Wilczyńska. I radzi mieszkańcom, podobnie jak Kamil Warda, aby spróbowali porozumieć się z właścicielami wynajmowanych mieszkań. - Trzeba przekazać im sygnały o zakłócaniu spokoju przez najemców. Jeżeli to nie pomoże, pozostaje wzywać policję i straż miejską za każdym razem, gdy coś się wydarzy. Niestety mieszkańcy są tu na straconej pozycji - mówi Anna Wilczyńska.
Wszystkie komentarze
Też mieszkam na osiedlu choć nie prestiżowym i też część mieszkań w ostatnich 10 latach (po śmierci starych lokatorów) została przeznaczona na wynajem. Też były i są burdy, krzyki butelki. Wszystko zależy od tego kto się wprowadzi.
Co do rad:
- na pewno wzywać straż lub policję za każdym razem jak sąsiedzkie zwrócenie uwagi nic nie pomaga. Nie wiem czy się zmieniły czasy, ale po kolejnym trzecim wezwaniu jak się poszkodowani mieszkańcy uprą i złożą doniesienie to tacy hałaśliwi sąsiedzi zostają wezwani pod sąd, a tam kara to kilka tysięcy złotych. U nas tak się skończyła kariera kilku hałaśliwych młodzieńców,
- oswoić chamskich sąsiadów, mile ich przywitać, przedstawić się, powiedzieć jakie obowiązują zasady. Zwykłe dzień dobry/dowidzenia bardzo wiele zmienia. Zwykła pogawędka o pogodzie zbliża sąsiadów,
- rozmowa z właścicielem mieszkania - ostrzeżenie, że brak dbałości o poziom lokatorów może się skończyć sprawą w sądzie. Taki właściciel tez nie chce mieć burdelników w mieszkaniu - poniszczą mieszkanie, uszkodzą sprzęty - same straty
Niestety w naszym kraju uczciwy, spokojny obywatel, w każdej sytuacji jest na straconej pozycji. Wygrywa chamstwo, złodziejstwo, buta, kryminał - takim nikt nic nie zrobi.
No jak obcokrajowiec i to po prochach to dajcie spokój... sodomia i gomoria normalnie.
Ach, te „Kamienice Mieszczańskie”…
Poznańska? Raczej trudno mówić o jakiejś ekskluzywności.