Profesor obchodził we wtorek swoje 80. urodziny. W piątek na zaproszenie prezydenta Radomia odwiedził rodzinne miasto. - Zawsze lubię tu bywać, ale rzadko się to zdarza, niestety. To jest rodzinne miasto. Trochę je pamiętam - mówił Leszek Kołakowski zaraz po przyjeździe.
Specjalny autobus z napisem "Radom - Oxford" zabrał profesora w sentymentalną wycieczkę po mieście. Towarzyszyła mu żona, przy okazji spotkał się z dawno niewidzianą rodziną. - Serwus - witał się z bliskimi. Razem z Marią Dominiak, cioteczną siostrą, która - jak zaznacza - jest najstarsza w rodzinie, dzielili się wrażeniami, przypominali sobie, gdzie mieszkali wspólni znajomi.
Pierwszy przystanek zaplanowano na ulicy Niedziałkowskiego 26, tam się urodził i wychowywał. Kołakowski wszedł na podwórze i pierwsza niespodzianka - występ orkiestry Grandioso. - Coś niebywałego, nadzwyczajne - komentował występ. - Pamiętam to podwórze, tam było przejście do sąsiedniego domu- wskazywał.
Później przyszła kolej na wizytę w parku Kościuszki. Tu kolejna niespodzianka - loteria fantowa. I znowu jak wtedy, gdy był małym chłopcem, profesor wygrał gipsowe popiersie Napoleona. - Ha, ha, coś niebywałego, co teraz mamy z tym zrobić? - śmiał się profesor. - Decyzja należy od pana - usłyszał. - Darujemy mu życie - stwierdził. Inaczej postąpił mały Leszek - popiersie potłukł, bo sądził, że Napoleon był złym człowiekiem.
Ostatni przystanek to budynek przy ul. Żeromskiego 41. Kiedyś była to szkoła, w której naukę zaczął Leszek Kołakowski. Przed budynkiem odbyła się inscenizacja "Apologii Orfeusza", której autorem jest słynny filozof.
Kołakowski udał się także na grób matki, przy okazji obejrzał także grób Manisia Ciemięgo, którego wspominał w swych książkach.
W Resursie Obywatelskiej odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miasta Radomia. Profesora witała pełna sala. Leszek Kołakowski otrzymał medal Bene Merentisa, a także honorowe członkostwo Radomskiego Towarzystwa Naukowego.
- No cóż, moi kochani przyjaciele. Zostałem zaskoczony. Jeszcze jeden przypadł mi taki ważny honor. Tak mnie tu przyjęliście w mieście Radomiu, ze nie wiem, co powiedzieć, tym bardziej że to nie moja zasługa. Przecież dożyć jakiegoś wieku, to nie zasługa. Ja się nie starałem, nie uprawiałem sportu, paliłem papierosy - głupio. Dzieliłem tę głupotę z innymi tysiącami. Jestem niesłychanie wdzięczny za tak miłe, wdzięczne i serdeczne przyjęcie. Wszystkich przyjaciół, których może nigdy nie widziałem, chciałbym pozdrowić do następnego spotkania. Miejmy nadzieję - mówił Kołakowski.
Ireneusz Domański, redaktor naczelny radomskiego wydania "Gazety Wyborczej", wręczył Leszkowi Kołakowskiemu obraz autorstwa Krzysztofa Mańczyńskiego. Przedstawia on profesora spacerującego uliczkami Miasta Kazimierzowskiego. - To fara - powiedział profesor, gdy tylko spojrzał na obraz.
listy@radom.agora.pl
Wszystkie komentarze