„Wszak wszyscy to wiecie, Radom słynie w świecie, od Karpat po Hel – piwem Saskiego EL” – tak ponad sto lat temu reklamował się Browar Saskiego. Browar Radom, bo tak będzie brzmiała oficjalna nazwa zakładów przy ulicy Limanowskiego, chce przypomnieć legendarne radomskie piwo EL.
„Powstał w 1812 roku, przez lata należał do rodziny Saskich. Od końca lat 90. XX wieku niszczał. Najwyższy czas to zmienić. Kupiliśmy go, aby odbudować legendę, aby piwo EL rozsławiało Radom od Karpat po Hel” – czytamy na ulotce reklamującej browar, którą w najbliższych dniach zapewne będziecie mogli zobaczyć.
Browar Saskiego kupili właściciele Browaru Czarny Kot. Browar Czarny Kot powstał w 1999 roku. Był wtedy najmniejszym browarem zrzeszonym w Stowarzyszeniu Regionalnych Browarów Polskich. Piwa Czarnego Kota warzone są tradycyjnymi metodami w małych browarach w Polsce, w jednym z nich radomski browar ma udziały. Piwa w browarach są warzone według receptury opracowanej właśnie w Radomiu.
Dziś Czarny Kot warzy piwo „EL-ka” według oryginalnej receptury Browaru Saskiego z początków XX wieku. Ale razem z browarem kupił prawo m.in. do oryginalnej nazwy „EL” oraz do używania daty 1812 jako daty powstania browaru.
Ogródek przy pałacu
Za kilka lat Biały, Rudy i Czarny Kot mają być warzone już nie w zaprzyjaźnionych browarach, ale we własnym – właśnie w starym Browarze Saskiego przy Limanowskiego. A piwa na terenie browaru napijemy się już za dwa miesiące.
– W czerwcu na placu od strony Limanowskiego, obok pałacyku, otworzymy ogródek piwny. Będą nasze piwa, ale też doskonały grill z najlepszym mięsem i kiełbasami. Już teraz mogę powiedzieć, że będziemy mieli pyszną golonkę – zapowiada Jarosław Kołsut.
Jak mówi, już od początku działalności Czarnego Kota przy Limanowskiego około 35 proc. powierzchni browaru będzie związane z piwem.
– Na początku przeprowadzamy tutaj naszą dystrybucję – zapowiada współwłaściciel Czarnego Kota.
Bo remont budynków browaru, bez wielkiego echa, trwa już od kilku miesięcy. Najbardziej zaawansowane są roboty przy małym budynku obok browaru od strony ulicy Tytoniowej – tu znajdą się biura hurtowni.
Czarny Kot to nie tylko browar, ale też hurtownia piwa regionalnego i rzemieślniczego. Była jedną z pierwszych tego typu hurtowni w kraju, a zanim piwo kraftowe stało się popularne i dość łatwo dostępne, to właśnie do sklepu Dionizos na ul. Limanowskiego na Borkach przyjeżdżali miłośnicy piwa z Warszawy. – Niektórzy przyjeżdżają do dziś – śmiał się niedawno Jarosław Kołust.
Zamurowane okna i drzwi
Trwa też remont pomieszczeń dawnej leżakowni. To właśnie tutaj będzie teraz magazyn z piwem. Od strony wschodniej jest już wybite szerokie wejście do przyszłego magazynu.
– To wejście powraca, ono w tym miejscu było, znaleźliśmy je na starych zdjęciach z browaru. W którymś momencie zostało zamurowane, ale je odbudowujemy, uzyskaliśmy na to zgodę konserwatora.
To niejedyne podobne niespodzianki w budynkach dawnego Browaru Saskiego. Podobnych zamurowanych drzwi czy okien jest więcej. Kołsut ma w planach ich przywrócenie tak, żeby browar wyglądał jak najbardziej podobnie do czasów Saskiego. Po zamurowanych oknach z kolei łatwo zobaczyć, jak browar był rozbudowywany.
W dawnej leżakowni skute są stare tynki, jest już po piaskowaniu, odsłonięta została cegła i piękne sklepienia.

Nad pomieszczeniami przyszłego magazynu jest swoistego rodzaju antresola i na niej też leżakowały kiedyś beczki z piwem. To miejsce zostanie do zagospodarowania na przyszłość. – Można powiedzieć, że może nam się przydać za jakiś czas, gdyby produkcja w browarze rosła – mówi Jarosław Kołsut.
Nośność stropu tej konstrukcji to aż 80 ton. W części magazynowej będą też pomieszczenia socjalne.
Miejsce na klimatyczna knajpkę
Leżakownia miała kilka pomieszczeń, część zostało dobudowanych. W jednym, zbudowanym w najstarszej części browaru i największym z nich, nie będzie magazynu. Za jakiś czas w szerokim, dużym i po odsłonięciu cegły klimatycznym pomieszczeniu może swoje miejsce znaleźć knajpka. Kto był w restauracji browaru we Lwowie, powinien sobie dobrze wyobrazić, jak to miejsce może wyglądać w przyszłości.
Cegły w tych pomieszczeniach nie będą znowu zasłonięte, tynkowana jest tylko główna hala magazynu. – Cegły zostaną, chcemy pokazać, jak wyglądał browar, jak był budowany. Zabezpieczymy to tylko tak, żeby nic na głowę nie spadło – śmieje się Jarosław Kołsut.
Ale remont trwa nie tylko w leżakowni, ciężko znaleźć pomieszczenie, w którym akurat nie trwają żadne roboty. Zakończył się już remont dachu, który, jak mówi Kołsut, był w zaskakująco dobrym stanie i wbrew przypuszczeniom nie było potrzeby wymiany wszystkich stropów.
– Wyremontowaliśmy 100 proc. dachów, zrobiliśmy prace blacharskie, za moment podłączamy kanały i będziemy mieli wodę. Powoli wszystko wraca do życia. Co ciekawe, przez te lata z dachem niewiele się stało. Były dziury do załatania, część do wymiany, ale większość jest w stanie nadzwyczaj idealnym – opowiada.
Jak mówi, we wnętrzach browaru jest doskonały mikroklimat. – To była bardzo przemyślana budowa. Tu jest bardzo sucho, grube ściany błyskawicznie chłoną wodę – opowiada współwłaściciel browaru.
Kto szperał na strychu?
Trochę problemów było na strychu. Jego nawierzchnia nigdy nie była utwardzona, to klepisko, które zostało w pewnym momencie przekopane, przy okazji uszkodzona została część belek podtrzymujących stropy i dach. Kto mógł to zrobić?
– Kolekcjonerzy – Jarosław Kołsut jest przekonany.
Kopali w poszukiwaniu kapsli, Kołsut schyla się, bierze garść suchej ziemi, przesypuje przez palce, a w jego dłoni zostaje kilka nieużywanych kapsli jeszcze z czasów Saskiego, niektóre w bardzo dobrym stanie.
– To są kapsle czyste, a oni szukali takich z logo Saskiego. Nie znaleźli, a takie kapsle na rynku kolekcjonerskim byłyby warte sporo pieniędzy – opowiada.
Przez lata z budynku znikały też wszelkie elementy metalowe.
W budynku od strony Limanowskiego, stojącym obok pałacyku, także trwa remont. Na początku w pomieszczeniach tuż przy bramie wejściowej. Plan na ich zagospodarowanie już jest, ale tego nowy właściciel browaru nie zdradza – to będzie niespodzianka.
W tym samym budynku jest też pomieszczenie-niespodzianka. – Jest zamurowane, nie ma do niego wejścia. Prawdopodobnie zostało zamurowane jeszcze w czasach Saskiego i nikt nie wie, co się w nim znajduje – opowiada Jarosław Kołsut. Niebawem jednak remont dojdzie i tam.
Centrum wystawiennicze i... muzeum
Na lepsze czasy czeka też sam pałacyk.
– Szczerze mówiąc, przeszło mi przez myśl, żeby tam się przeprowadzić. Ale ten pomysł wybiła mi z głowy żona. To jest 420 metrów kwadratowych. Rzeczywiście, co ja bym tam robił, mógłbym chyba na rowerze jeździć – śmieje się Kołust.

Jak mówi, w pałacyku prawdopodobnie znajdzie się nieduże centrum wystawiennicze połączone z restauracją, w pałacyku mogą odbywać się też wydarzenia kulturalne. W dawnej części magazynowej już zaplanowano muzeum browaru Saskiego. Kołsut od lat gromadzi pamiątki związane z browarem i teraz będzie mógł je pokazać. Ma bogatą kolekcję zdjęć, a nawet stary film odnaleziony w Archiwum Państwowym. Zachowały się fragmenty kadzi. Co ciekawe, w jednej z nich jest urządzony przy wejściu na teren browaru klomb.
Są też fragmenty tanków, żaden nie zachował się w całości.
– Ściana w dawnej warzelni jest rozbierana. Tak tanki były wstawiane: rozebrano ścianę i wstawiano je w całości z pomocą dźwigu. Ale jak wszystko, co związane z browarem, zaczęło stąd znikać, nikt nie rozbierał ścian, tanki zostały pocięte i wyniesione.

W części pomieszczeń będzie również nieduża przetwórnia owoców.
– Mamy w ofercie wiele piw smakowych, do których dzisiaj zamawiamy syropy. Chcemy zacząć robić je sami – zapowiada Kołsut.
Przeniesienie warzenia piwa do browaru przy Limanowskiego to najbardziej czasochłonne i kosztowne zadanie. Kiedy możemy spodziewać się pierwszego Czarnego Kota uwarzonego w Radomiu?
– Na ulotkach napisaliśmy: odbudujemy legendę. Zrobimy wszystko, żeby browar wrócił do tego miejsca w ciągu kilku lat – mówi Jarosław Kołsut.
Wszystkie komentarze