To na jego plecy Grzegorz wskoczył na placu Zamkowym owego feralnego dnia. Gdy Grześka zomowcy pakowali do radiowozu, wepchnął się za nim. Na komisariacie przy Jezuickiej próbował powstrzymać ciosy, sam oberwał kilka. I nigdy nie zmienił zeznań, że to milicjanci pobili Przemyka
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.