Wakacyjne Archiwum X. Reporterzy "Wyborczej" przypominają najgłośniejsze historie kryminalne. Szukają nowych tropów, nieopisanych wcześniej wątków. W każdy poniedziałek i czwartek na Wyborcza.pl. Masz dla nas temat? Czekamy: wakacje@wyborcza.pl
- Wiem, że odbywa karę w zakładzie karnym na północy Polski. Od wyroku nie próbował się kontaktować ani z prokuraturą, ani ze swoim obrońcą. Czasem skazani na tak długie więzienie piszą do prokuratury, chcą przedstawiać jakieś okoliczności, które spowodują na przykład poprawę warunków, w jakich odbywają karę. W tym przypadku nic takiego nie ma - mówi prokurator Andrzej Stojak z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Wampir z Radomia przyznaje się, a potem wycofuje
To on prowadził śledztwo w sprawie zamordowania dwóch młodych kobiet, to on przesłuchiwał Sławomira T. - wampira z Radomia, jak ochrzciły go media. I nadal ma przekonanie, że Sławomir T. powinien odpowiadać za jeszcze jedno zabójstwo, tym razem młodego mężczyzny. - Nie mieliśmy wystarczających dowodów, choć to T. wskazał miejsce zakopania zwłok i nawet się przyznał policjantom. Ale potem ze wszystkiego się wycofał, winą obarczył kogoś innego, a biegły od razu zastrzegł, że przy tak zaawansowanym rozkładzie ciała nie jest w stanie stwierdzić, w jaki sposób zginęła ofiara - mówi dziś prokurator Stojak.
Jest listopad 2016 roku. Radomiem wstrząsa dramatyczna informacja. W lesie w pobliżu Sołtykowa niedaleko Radomia przypadkowy przechodzień znajduje ciało. Na miejsce jadą policjanci, prokurator, udzielane informacje są skąpe: przy zwłokach dziewczyny nie ma żadnych dokumentów, na razie nie są znane przyczyny zgonu. Sekcja wyjaśnia nieco więcej: zmarła miała poniżej 30 lat, a obrażenia wskazują na udział osób trzecich. Śledczy wszczynają śledztwo w sprawie zabójstwa.
W nocy policja zatrzymuje 29-letniego Sławomira T., mieszkańca Radomia, którego prokuratura podejrzewa o związek ze śmiercią dziewczyny. Już wiadomo, że miała niespełna 18 lat, mieszkała w Radomiu i została uduszona gołymi rękami. To Sylwia S., uczennica jednego z radomskich liceów, matka kilkumiesięcznego dziecka. Zatrzymanemu postawiono zarzut zabójstwa.
Kilka godzin później miasto elektryzuje informacja: w dzielnicy Wacyn odkryto kolejne zwłoki. Ciało leżało pod stertą gałęzi w pobliżu ogródków działkowych. Jest w stanie „znacznego rozkładu", nie można określić, czy to zwłoki mężczyzny, czy kobiety. Ale śledczy sądzą, że to dziewczyna. Podejrzany miał się przyznać do zabójstwa i wskazać miejsce ukrycia zwłok. W mediach pojawiają się pierwsze określenia: seryjny zabójca, wampir z Radomia. Prokuratura stawia Sławomirowi T. drugi zarzut zabójstwa.
Dwa dni później miastem wstrząsa kolejna informacja: w oczku wodnym na osiedlu Ustronie przypadkowy przechodzień znajduje następne zwłoki kobiety. Strażacy z sekcji wodnej wyciągają ciało na brzeg. Kobieta ma około 70 lat, nie ma przy sobie dokumentów, wierzchniego okrycia, na nogach ma kapcie. Ostatecznie wyjaśnia się, że starsza pani cierpiała na zaburzenia psychiczne i prawdopodobnie wyszła z domu pod nieuwagę bliskich. Sekcja potwierdza, że przyczyną śmierci było utonięcie, a do zdarzenia doszło, gdy Sławomir T. był już w rękach policji. Ale w mieście mówi się o trzech ofiarach. Jeden z lokalnych portali informacyjnych donosi w sensacyjnym tonie: policja podejrzewa, że następną, czyli już czwartą ofiarą Sławomira T. mogła być mieszkanka podkieleckiej wsi, która zaginęła bez wieści. Śledczy tych informacji nie potwierdzają.
Linia obrony Sławomira T.
– Sławomirowi T. postawiono zarzut zabójstwa w warunkach recydywy – informowała wówczas prokurator Małgorzata Chrabąszcz. Okazuje się, że T. w 2008 r. był oskarżony o usiłowanie zabójstwa kobiety. Ostatecznie został skazany na osiem lat pozbawienia wolności, bo sąd zmienił kwalifikację czynu i dał mu trzy lata za spowodowanie niegroźnych obrażeń i zmuszenie ofiary do poddania się tzw. innej czynności seksualnej. Ale połączył inne kary, na które był skazany Sławomir T. Doszły kradzieże z włamaniem, znęcanie się nad bliską osobą, oszustwa i niszczenie dokumentów.

T. karę odbył w całości, wyszedł na wolność 26 kwietnia 2016 roku. Gdyby wyszedł przed terminem - tłumaczy prokuratura - znalazłby się pod jakąś formą kurateli. Ale ponieważ odbył całą karę, dozoru nie było. Nie wiadomo było więc, co Sławomir T. robił, gdzie bywał, z kim się spotykał. Policja zaczęła sprawdzać wszystkie przypadki zaginięć kobiet zgłoszone na terenie całej Polski po 26 kwietnia.
Sławomir T. w tamtym czasie był otyłym mężczyzną, z włosami krótko obciętymi. Chodził ubrany w dres. Wtedy miał 29 lat, z których osiem spędził w więzieniu. Na swoim profilu na Facebooku wpisał, że studiował „logistykę międzynarodową" na Uniwersytecie Technologiczno-Humanistycznym w Radomiu. Na UTH, obecnie Uniwersytet Radomski, nie było takiego kierunku. Była logistyka na wydziale mechanicznym. To kierunek, na którym mogli kilka lat temu studiować osadzeni w Radomiu. Uczelnia zaprzeczyła, że miała studenta o takim nazwisku.
- Pamiętam, że to był człowiek, który miał pretensje do całego świata o wszystko. Nawet do rodziców za to, że według niego lepiej traktowali jego rodzeństwo niż jego, że gdy miał 8 czy 10 lat, umieścili go w szpitalu psychiatrycznym. Twierdził potem, że był tam molestowany seksualnie przez mężczyznę. Mam wrażenie, że cały czas usprawiedliwiał swoje czyny jakimiś okolicznościami zewnętrznymi - wspomina dzisiaj prokurator Stojak.

– W czasie badania ani na żadnym etapie śledztwa oskarżony nie wspomniał o molestowaniu. Widzimy u niego tendencję do manipulacji, modyfikowania wypowiedzi w zależności od okoliczności – mówiła biegła psychiatra.
Dzień po zabójstwie Sylwii S. T. wrzucił na swój profil na Facebooku grafikę przedstawiającą znaczek bmw i nogi kobiety ze ściągniętą do łydek bielizną, a pomiędzy nimi znak równości. Motyw aut tej marki i kobiet często pojawiał się w jego wpisach.
Jak działał wampir z Radomia
Śledztwo w sprawie morderstwa Sylwii S. ujawnia sposób działania T. Okazuje się, że poznał ją na portalu randkowym. Spotkali się, a gdy miało dojść do zbliżenia, dziewczyna miała wyśmiewać jego męskość. Sławomir T. w złości ją udusił, a zwłoki przewiózł i ukrył. Po znalezieniu ciała Sylwii S. policjanci przeszukali samochód Sławomira T. i tam w schowku znaleźli dokument wystawiony na Magdę S. W ten sposób natrafili na ślad drugiej ofiary. Obie kobiety poza miejscem zamieszkania i młodym wiekiem łączyło też to, że zamieszczały zdjęcia na profilu z ogłoszeniami towarzyskimi. Magda S. miesiąc przed zaginięciem cieszyła się na swoim profilu na Facebooku, że została studentką prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ją T. udusił sznurkiem, jak wyjaśniał w śledztwie, w szale uniesienia seksualnego.
Biegli, którzy go badali stwierdzili, że T. ma zaburzenia w postaci sadyzmu seksualnego, a w chwili zabójstw nie miał wyłączonej ani ograniczonej poczytalności.
– Motywem czynu był popęd płciowy zaburzonych preferencji seksualnych pod postacią sadyzmu oraz zaburzonej osobowości dyssocjalnej, w poprzedniej nomenklaturze nazywanej osobowością psychopatyczną – mówił w sądzie biegły seksuolog. Zaznaczał, że zaburzenie preferencji seksualnych, które stwierdzono u Sławomira T., charakteryzuje się progresją, co oznacza, że istniało prawdopodobieństwo, że oskarżony mógłby się dopuścić kolejnych czynów.
– Biegli określili T. jako zabójcę sadystę. Sznurek, według nich, jest fetyszem, służy do pozbawiania innych życia, ale też do zaznaczania miejsca zbrodni. T. tłumaczył, że zostawiał sznurek, aby móc wrócić do miejsca ukrycia zwłok. W przypadku zwłok młodego chłopaka odkrytych na działce też znaleziono sznurek. T. się wypierał, że nie ma nic wspólnego z tym zabójstwem, ale muszę przyznać, że jestem prawie pewien, że i tym razem T. zabił – mówił wtedy prokurator Stojak.
Sławomir T. wskazuje miejsce ukrycia zwłok
Chodzi o starą sprawę z 2008 roku. Sławomir T. został zatrzymany w związku z kradzieżą samochodu dostawczego. W trakcie konwoju do aresztu powiedział policjantom, że w zamian za łagodniejsze potraktowanie, może wskazać miejsce ukrycia zwłok młodego mężczyzny i sprawców jego śmierci. I rzeczywiście na działce swoich rodziców wskazał miejsce, gdzie znaleziono zwłoki w stanie daleko posuniętego rozkładu. Także wtedy biegły nie mógł ustalić mechanizmu zgonu. T. przedstawiał kilka wersji. Mówił, że znał chłopaka, że był to kolega z dzieciństwa, który po wyrzuceniu z domu zamieszkiwał na tej działce. Sprawcami zabójstwa mieli być dwaj mężczyźni, z którymi T. brał udział w kradzieżach samochodów. Mówił, że widział moment duszenia, potem, że tylko o tym słyszał, a w końcu się z tych zeznań wycofał całkowicie. Sprawa została umorzona, bo nie było dowodów, a osoby, które T. pomówił, miały alibi: w tym czasie przebywały już w areszcie. W dodatku zamordowany mężczyzna dostał z MOPS m.in. laptopa. Po jego śmierci sprzęt zaginął, a śledczy ustalili, że sprzedał go Sławomir T.
W marcu 2018 roku Sąd Okręgowy w Radomiu uznał Sławomira T. winnym zabójstwa Sylwii S. i Magdy S. i skazał go na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Jak podkreślał sędzia Stanisław Olchowy, sąd nie miał żadnych wątpliwości co do sprawstwa, zaznaczając, że sam oskarżony nie kwestionował tego, że zabił obie kobiety. Sławomir T. wyjaśniał przed sądem, że jedna z kobiet zmarła przypadkowo podczas podduszania. Sąd tego tłumaczenia nie przyjął i uznał, że oskarżony musiał sobie zdawać sprawę z tego, że zadzierzgnięcie sznurka na szyi i przytrzymanie go przez dłuższy czas może doprowadzić do zgonu. Mówił też, że wyśmiewanie się z męskości nie usprawiedliwia działania oskarżonego.
- Sposób zarzucenia sznurka na szyję kobiety i fakt, że dodatkowo oskarżony podciął jej żyły na nadgarstkach dowodzi, że Sławomir T. chciał zabić – argumentował sędzia Olchowy.

Sławomir T. będzie mógł się starać o wcześniejsze warunkowe zwolnienie po 25 latach, czyli w 2043 roku. Będzie wtedy miał 56 lat.
- Nie tak się umawialiśmy. Zabiję się jeszcze tej nocy - krzyczał T., gdy policjanci po wyroku wyprowadzali go z sali rozpraw.
- O co chodziło z tym umawianiem się? - pytam dziś prokuratora Stojaka.
- W czasie przesłuchania mówiliśmy mu, że jeżeli złoży wyjaśnienia, to będzie to miało wpływ na wymiar kary. Oczywiście niczego mu nie obiecywaliśmy, decyzja i tak zawsze należy do sądu. Ale to, że wskazał miejsce ukrycia zwłok drugiej ofiary spowodowało, że za ten czyn został skazany nie na dożywocie, a na 25 lat więzienia, choć oczywiście w całości sąd zasądził dożywotnie pozbawienie wolności. I on wiedział, że taka kara będzie. To był infantylny człowiek i tak jak mówiłem, zawsze szukał winnych dookoła, nigdy winy nie widział w sobie - mówi prokurator Stojak.
Redagowała Małgorzata Bujara
Wszystkie komentarze
Uderz się mocno w głowę.
Za pierwsze zabójstwo groziło mu realnie dożywocie, to za wskazanie miejsca ukrycia drugich zwłok obiecali mu łagodniejszą karę (nie wierzę zaprzeczeniu), czyli 25 lat.
Sadysta uwierzył, wskazał to miejsce i potem żądał spełnienia obietnicy, czyli 25 lat. I faktycznie za drugie dostał właśnie tyle
Tylko prokuratorzy "zapomnieli" mu powiedzieć, że za pierwsze i tak będzie dożywocie, a kara łączna dożywocia i jakiejkolwiek innej kary to zawsze dożywocie.
Cel uświęca środki.
i takiego hója trzeba będzie karmić przez kilkadziesiąt lat
Prokurator mógłby go przeprosić. Byłoby elegancko. Polscy prokuratorzy robią bardziej obrzydliwe rzeczy i korona im z głowy nie spada jakoś.
Masakra. Wszystkiego się pan czepia ? Ludzie nie żyją. Na pewno zabojca umowił się z ofiarą , że ją odwiezie do domu. Z tym nie ma pan problemu?
Zwłaszcza, że otyły.
Ostatnio nie ma już prawie żadnych nowych artykułów a jak już coś jest to info o wyroku sądowym, zupełnie jakbym czytał newsy z Radomia w dziale woj. mazowieckiego onetu.
Kim jest M.Dudzińska i co ma wspólnego z tą sprawą?