Sprawa dotyczy Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. 18 maja tego roku późnym wieczorem przywieziono tam karetką 63-letniego mężczyznę. Kilka dni wcześniej był pacjentem oddziału kardiologii z powodu nadciśnienia. Na oddziale przeszedł badania, m.in. wykonano EKG wysiłkowe i prześwietlenie klatki piersiowej. Został z zaleceniami wypisany do domu. Był pod opieką poradni kardiologicznej. 18 maja, w sobotę, źle się poczuł.
Karetka jedzie na SOR z pacjentem, a tam nie ma lekarza
- Był w drugim pokoju, gdy usłyszałam, jak ciężko oddycha, jakby nie mógł złapać oddechu. Pytałam go, co się dzieje i co go boli, ale nie był już w stanie odpowiedzieć - mówi żona pana Pawła. Wezwała karetkę, ta przyjechała błyskawicznie.
- Ratownicy podali tlen, jakieś leki i zabrali go na dół do karetki. Tam go reanimowali. Dopiero po kilkunastu minutach karetka ruszyła do szpitala na Józefowie, a ja w samochodzie z sąsiadem za nią - mówi żona pacjenta. Czekała na SOR na informacje o mężu. Jak wspomina, po jakimś czasie wyszedł pracownik oddziału i powiedział, że stan pana Pawła jest krytyczny.
- Potem wyszedł ponownie. Okazało się, że znają się z moim sąsiadem i gdy ten zapytał, jak wygląda sytuacja, pracownik powiedział: "Nie ma lekarza, a stan jest poważny". Potem usłyszeliśmy to jeszcze kilka razy, że w tamtej chwili na SOR nie było lekarza na dyżurze, że dzwonili na jeden oddział i lekarz odmówił przyjścia, potem na drugi oddział i znów to samo, w końcu przyszedł jakiś lekarz. A potem znów wyszedł do nas pracownik - znajomy sąsiada i zapytał, czy chcę zobaczyć mojego męża, bo mąż nie żyje - wspomina żona pana Pawła. Gdy weszła do sali na SOR, obok ciała męża były pielęgniarki. Żadnego lekarza.
W niedzielę wraz z bratem przyjechała do szpitala po kartę zgonu. Pielęgniarka jej przekazała, że karty nie może wydać, bo znów nie ma żadnego lekarza na oddziale, który by tę kartę podpisał. Odesłano ją na poniedziałek, ale w poniedziałek sytuacja się powtórzyła: szpital karty nie wydał, kazał czekać na przyjście lekarza. Rodzina poszła więc do dyrekcji szpitala.
- Nie będę ukrywać, że rozmowa była burzliwa, brat stracił panowanie nad sobą, ja też byłam zdenerwowana. Pytaliśmy, dlaczego nie było lekarza na SOR w sobotę, pani dyrektor nie odpowiedziała wprost. Mówiła "paragrafami", cytowała przepisy, na pytanie nie odpowiedziała. W końcu przyszedł młody lekarz anestezjolog i powiedział, że reanimował mojego męża na SOR w sobotę. Ostatecznie szpital wydał nam dokumentację. Jako przyczynę zgonu wpisano zatrzymanie krążenia - wspomina żona pana Pawła. Pochowała męża, a potem zawiadomiła prokuraturę.

Pracownicy zawiadamiają prokuraturę. Po szpitalu krążą dwa różne raporty
Okazuje się, że prokuratura otrzymała jeszcze jedno zawiadomienie w tej sprawie. Pod pismem opisującym sytuację na SOR podpisali się "Pracownicy Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu".
Wszczęto śledztwo w sprawie narażenia pana Pawła na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez personel medyczny SOR poprzez nie udzielenie mu prawidłowej pomocy medycznej niezwłocznie po jego przetransportowaniu przez zespół ratownictwa medycznego do szpitala i przez to nieumyślne spowodowanie jego śmierci.
- Z treści zawiadomienia miało wynikać, że 15 maja 2024 r. kierownik SOR złożył pismo do dyrektora do spraw lecznictwa, informujące o braku obsady lekarskiej na odcinkach internistycznych SOR w dniach 18, 19, 24, 26 oraz 29 maja 2024 r. Zarządzono zabezpieczenie świadczeń medycznych przez dostępny personel dyżurny SOR, lekarzy dyżurnych oddziałów interwencyjnych oraz lekarzy Nocnej Pomocy Lekarskiej.
18 maja 2024 r. do SOR został przywieziony pacjent, który był reanimowany. Z doniesienia wynikało, że dopiero po 20 minutach od przyjazdu chorego, na SOR-ze zjawił się lekarz anestezjolog, wezwany przez rejestratorkę. Jednak z powodu braku udzielenia niezwłocznej pomocy choremu przez fakt nieobecności lekarza dyżurnego, pacjent zmarł - mówi prokurator Aneta Góźdź, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Radomiu. Dalej zawiadamiający napisali, że lekarz anestezjolog, który prowadził reanimację pana Pawła, dokonał wpisu w systemie informatycznym szpitala AMMS o braku dyżurnego lekarza internisty na terenie SOR oraz o odmowie lekarzy dyżurnych SOR: ortopedy i chirurga przybycia do odcinka internistycznego. Zaznaczył, że o tej sytuacji poinformował starszego lekarza dyżuru.
- Zapisy te, jak wynika z zawiadomienia, lekarz następnie miał usunąć, do czego miał być nakłoniony przez zarząd szpitala. W sprawie obecnie wykonywane są czynności procesowe. Przesłuchani zastali świadkowie z grona rodziny zmarłego pacjenta, w tym prowadnicy SOR Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu oraz lekarz, który udzielał pomocy medycznej pacjentowi i prowadził akcję reanimacyjną. Materiał dowodowy jest nadal gromadzony. Podjęto także czynności mające na celu ustalenie i ocenę prawidłowości procedur funkcjonujących oraz organizację pracy personelu w SOR Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu od strony zagwarantowania bezpieczeństwa pacjentów - informuje prokurator Aneta Góźdź. Śledczy planują wystąpić do zespołu biegłych lekarzy z zakresu medyczny sądowej o przygotowanie opinii.
- Chodzi o ustalenie, czy funkcjonujące w szpitalu i stosowane wobec zmarłego pacjenta procedery organizacyjne i medyczne były prawidłowe, czy też doszło od narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Wnioski opinii biegłych i analizy dokumentów pozwolą na ustalenie, czy i kto może być odpowiedzialny za zgon pacjenta. Śledztwo w tej chwili prowadzone jest w sprawie - mówi prokuratorka.

W szpitalu o sprawie śmierci pacjenta na SOR jest głośno. Pomiędzy pracownikami krążą dwa dokumenty: pierwszy wpis lekarza anestezjologa, w którym informował o braku na SOR dyżurnego lekarza internisty i odmowie przyjścia przez wzywanych przez personel kardiologa i ortopedy, oraz drugi, w którym tych zapisów nie ma, jest jedynie sucha informacja o podjętych czynnościach ratunkowych wobec pana Pawła.
- To nie był pierwszy przypadek, gdy na SOR nie było dyżurnego lekarza internisty, ale pierwszy, gdy w tym czasie zmarł pacjent. Ludzie mają dosyć tej sytuacji, nie chcą ponosić odpowiedzialności za działania zarządu - mówi anonimowo jeden z pracowników szpitala. Jak dodaje, w systemie widnieje poprawiony przez lekarza zapis, bez informacji o braku obsady lekarskiej na SOR. - Ale na serwerach wszystko zostało, także ta pierwotna notatka. Mam nadzieję, że prokuratura do tego dotrze.
Szpital podaje paragrafy i ustawy. Na pytanie o lekarza nie odpowiada
O tym, że w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu brakuje lekarzy, pisaliśmy kilkukrotnie. Na przykład w listopadzie ubiegłego roku czytelnik poinformował, że jednego dnia - w czwartek - do godz. 15 miało nie być żadnego lekarza internisty lub lekarza o specjalności medycyny ratunkowej. Po godz. 15 dyżur rozpoczął kardiochirurg i był na SOR-ze także w sobotę. W tym czasie, jak mówi nasz informator, pacjenci czekali nawet po sześć godzin na konsultację. Kardiochirurg zakończył dyżur w niedzielę rano i miał kontynuować pracę na oddziale kardiochirurgii. SOR został w tym czasie bez obsady lekarskiej. Pielęgniarki miały dostać polecenie, aby dzwonić do innych lekarzy i nakłaniać ich, aby przyszli zająć się czekającymi pacjentami. Ostatecznie na SOR miał wrócić wspomniany wcześniej kardiochirurg.
Dotarliśmy też do notatki z marca tego roku, gdy jeden z dyżurujących lekarzy kardiologów informował, że dostał informację od pielęgniarek o braku lekarza dyżurnego internisty na SOR. Kardiolog skontaktował się z dyrektorem do spraw lecznictwa w MSzS i usłyszał, że pacjenci internistyczni mają być konsultowani przez lekarza dyżurnego z oddziału wewnętrznego i że ma się skontaktować z ówczesną szefową SOR. Tyle że kierowniczka Szpitalnego Oddziału Ratunkowego nie podała numeru swojej komórki, pielęgniarki nie mogły się więc do niej dodzwonić.

Przed poprzednimi publikacjami pytaliśmy dyrekcję szpitala o braki kadrowe w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Szpital odpowiadał, że informacje o braku lekarzy są nieprawdziwe, a na SOR dyżurowali lekarze innych specjalności, co wypełniało wymogi ustawy. Teraz zapytaliśmy o dyżur lekarza internisty w dniu, w którym zmarł pan Paweł.
"Szpital nie posiada upoważnienia od rodziny pacjenta do przekazywania szczegółowych informacji na temat leczenia chorego w SOR. Do szpitala nie wpłynęła skarga rodziny w zakresie przedstawionym przez Panią. Informujemy jednocześnie, że proces reanimacji chorego przebiegał zgodnie z obowiązującymi wytycznymi i procedurami w zakresie wewnątrzszpitalnego NZK. Obsada lekarska w SOR odpowiadała wymogom rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 27 czerwca 2019 roku w sprawie szpitalnego oddziału ratunkowego (tj. Dz. U. z 2023 r. poz. 1225 z późn. zm.)" - odpisała Aneta Kuśta, kierowniczka Biura Zarządu Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.
- Nie wiem, czy gdyby na SOR był lekarz, to by mojego męża uratował, czy nie. Ale lekarz powinien tam być. Moje dzieci uważają, że męża można było uratować. Chory jak jedzie do szpitala, to spodziewa się, że otrzyma pomoc. Mówię o tym, żeby nikogo już nie spotkała taka sytuacja - mówi żona pana Pawła.
Redagował Wojciech Tymowski
Wszystkie komentarze
No to pojechali.
I teraz duda...
A może nie cud tylko umiejętność oceny sytuacji? Pomyślałeś o tym? Niepowikłane złamania nie są stanem zagrożenia życia. A być może w tym czasie była reanimacja, obrzęk płuc, wstrząs septyczny itp. Wiadomo, że każdy myśli o sobie ale może czasem trzeba by pomyśleć bardziej globalnie...
Najpierw się ratuje tych w najcięższym stanie, złamania nie są tak pilne.
Trzeba było pojechać w inne miejsce, a nie do SOR. Na pewno Twoje złamania byłyby wcześniej ogarnięte. Jednak nie...? Bo wiesz, SOR-y to jedyna agenda NFZ, która przyjmuje wszystkich i zawsze. I dlatego jest tam dużo pacjentów, a więc możesz czekać. I chyba w końcu doczekałeś się swojego badania, swojego rtg albo TK, swojego gipsu lub swojej operacji...
Żadne pieniądze nie są warte tego, żeby pracować w takim miejscu!
Zgadłaś!
Nie, to jest problem związany z twoją głową.
czyli żeby lekarz miał gorszy samochód niż pacjent lub jeździł hulajnoga?
Chyba nie zrozumieliście. Chodzi o to, że społeczeństwo interesowało się przede wszystkim zarobkami lekarzy - a nie tym, czy ich brakuje, gdzie ich brakuje, w jakich specjalnościach są największe braki…
Chyba raczej nie zrozumieli, ale to nie dziwi. Obecnie większość ludzi ma problem z czytaniem tekstów ze zrozumieniem.
Nie zrozumieli.
W jaki sposób brak lekarza może być powodem śmierci? Czy brak lekarza jest trujący, powoduje nadciśnienie, zatrzymuje bicie serca?
W taki, że gdyby lekarz był obecny przy pogarszaniu się stanu ogólnego pacjenta, mógłby odpowiednio wcześnie wykryć zaburzenia rytmu serca, objawy ostrego zespołu wieńcowego, cechy potencjalnie odwracalnych przyczyn zatrzymania krążenia… Z relacji wynika, że całość nie wyglądała tak, że w jednej chwili pacjent zdrowy jak koń, a sekundę później padł i zmarł. Pretensje natomiast należy mieć do dyrekcji, że nie tylko nie zadbała o zabezpieczenie ciągłości pracy SOR (lekarze oddziałów mają swoją pracę NA ODDZIAŁACH, i ortopeda w trakcie zabiegu operacyjnego nie zostawi otwartego pacjenta, żeby biec do reanimacji na SOR), ale przede nie zamknęła go, kierując pacjentów do innych placówek w okolicy, a to powinni byli zrobić.
Przedstawiłeś chyba sytuacje, w których obecność lekarza jest powodem uzdrowienia pacjenta.
Naprawdę nie rozumiesz, palisz głupa czy trolujesz? Jak nie rozumiesz pewnych elementarnych zasad logiki to może inaczej. Lekarz ma tam być z mocy prawa, bo tak zapisano w umowie itd. Tyle. Za jego ewentualny brak powinny polecieć głowy nie tylko w szpitalu ale też w NFZ za brak nadzoru. Ale takim jak ty chyba lepiej w państwie z kartonu...