Po zdaniu egzaminu do klasy wstępnej Gimnazjum Radomskiego, zamieszkałem na razie przy ojcu. Jednak mój ojciec ze względów wychowawczych uznał, że należy mnie oddać na stancję. I oddano mnie na stancję p. Twardzickiego naonczas bardzo renomowaną i drogą. Pamiętam, że opłata wynosiła 20 rubli miesięcznie, a żywiono podle.
W gimnazjum radomskim panował rygor żelazny i pracy było dużo. Ja jako chłopaczek mały i przymilny, po zatem grający na skrzypcach, cieszyłem się na ogół sympatią nauczycielstwa i wychowawców, zwłaszcza po jednym koncercie na cel dobroczynny, w którym jako skrzypek brałem udział i stałem się przedmiotem ogólnej owacji. A było to tak: w teatrze Rozmaitości, gdzie odbywał się koncert była na scenie budka suflera ? a wejście do niej przykryto deską. Przypadkowo stanąłem ze skrzypcami właśnie na tej desce i kiedy podczas wykonywania utworu solowego deska się odchyliła, cały mały artysta wpadł pod podłogę, trzymając jednak pieczołowicie małe skrzypeczki do góry, żeby się nie rozbiły. Takiego brawa, jakie wtedy dostałem, nigdy już w życiu nie otrzymałem.
Gdy byłem w 2-giej klasie gimnazjum zmarł mój ojciec w 1881 r., wobec czego dostałem się ponownie pod opiekę wujostwa Budzyńskich, gdzie już pozostałem do czasu ukończenia gimnazjum.
Wszystkie komentarze